Właściwie nie było dnia, by coś się nie znalazło na naszym AOR (area of responsibility). Najwięcej na pustyni niedaleko Karbali i przy Al-Kut. Zdjęcie pierwsze robione "wczoraj" jakby, czyli 20 stycznia 2004 roku na terenie jednego z takich miejsc, gdzie polscy, słowaccy, łotewscy saperzy rozminowywali kilometry ziemi. Grady, bomby lotnicze, pociski moździerzowe - wszystko, co tylko dusza zapragnie. Potężne bunkry po sufit wypełnione były amunicją. Gromadzone przez armię Saddama Husajna i składowane na wszelki wypadek, potem rozkradane przez naćpanych bojówkarzy i z powodzeniem używane w zamachach i rajdach na siły koalicyjne. Walczyli chłopcy z tym w dzień, i w nocy. Raz na jakiś czas (tzn. dokładnie skoordynowany, ustalony i zaplanowany ze Sztabem) wysadzali wszystko. Szczególnie groźne składowiska i pola rozminowania znajdowały się w prowincji Wasit nadzorowanej przez ukraińską brygadę.
Bali się Ukraińców miejscowi. Mówiono, że jak ci wpadali do wioski, to wszystko fruwało z kurami włącznie. Ukraińcy nie podarowali i nie tolerowali żadnych wymówek, że nie ma chleba, że nie mają jedzenia, że tego niewolono czy tamtego - dla Ukraińców wojna, to wojna. Ich brdmy było słychać z daleka więc Irakijczycy uciekali w popłochu. Wot, tak trzeba walczyć z przeciwnikiem.
Wasit była ogromna i trudna do utrzymania a przejście graniczne z Iranem (m. Zurbatiah) to ogromne koszary, z otworami strzelniczymi dookoła i morze piasku wokół. Najgorszy był skwar dochodzący do 70 st. C na pustyni w słońcu. Rękawiczki lub szmaty owinięte o rękojeść karabinka chroniły przed odparzeniami. Odgłosy wysadzania znalezisk było słuchać kilka i kilkanaście kilometrów od miejsca wysadzania. Leje były, tak głębokie, że spokojnie wjechałaby tam ciężarówka.
I ktoś jeszcze wątpi, że ktoś to rozminować musiał ... I w zasadzie do naszego wyjazdu w lipcu 2004 r. i długo po mojej zmianie wciąż prace rozminowania trwały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz