czwartek, 9 stycznia 2014

9 stycznia 2004 (Camp Babilon)

Generał Bieniek doleciał dzisiaj. Ze świtą. Pod jego nieobecność wszystkim zawiadywał oczywiście "stary" dowódca gen. Andrzej Tyszkiewicz i nasz "nowy" zastępca gen. bryg. Piotr Czerwiński. Wszystko nabrało teraz jakby większego sensu i tempa. Dotąd mało ruchowe wojsko zaczęło śmigać. Ospałe namioty ożywały, w sztabie ruch. Widać przybył dowódca. Ja też ogarniałem się od rana. Po odprawie w TOC (Tactical Operation Center) mam kilka spotkań. Ważnych spotkań.

Pierwsze - z szarą eminencją misji, doradcą ds. politycznych dowódcy ambasadorem Ryszardem Krystosikiem, który zresztą  już po misji został ambasadorem RP w Iraku. Człowiekiem z wiedzą imponującą. Kultura osobista i zapał w oczach do pracy. Wypytany zostałem o moje zadania, o cel misji, o moje dotychczasowe doświadczenie, test w języka także... potem dopiero nastąpiła chwila na kawę. Siedział wyprostowany, jak struna w polskim mundurze polowym, bez stopnia wojskowego, z flagą na ramieniu i dumnie go nosił. Podobało mi się to. Potem często jeszcze korzystałem z jego rad i wiedzy. Były potrzebne.

Kolejne spotkanie z szefem sztabu, który od początku raczył mnie traktować, jak zło konieczne. Moje FRAGO i OPORDERy nigdy mu nie imponowały ... palił dużo, chodził nerwowo, ochrzaniał wszystkich. Milej było, gdy spotkaliśmy się po latach na AONie - on na PSPB (dla  przyszłych generałów) a ja na PSOS (dla przyszłych pułkowników). Jego kolega z ławy szkolnej płk dr Piotr Pertek, dyrektor Biura Prasy i Informacji MON bardzo mi pomógł budować PIO (budować w sensie dosłownym) i pełnić funkcję szefa. Ale o tym potem ...

Potem ważniejsze dla mnie spotkanie nt. organizacji oficjalnej uroczystości przekazania dowodzenia z udziałem gości z Polski, CJTF-7 z Bagdadu, lokalnych władz. Naradę prowadził gen. Czerwiński. Obok mnie płk Kręcikij (późniejszy rektor AON i generał), mentor wielu pokoleń sztabowców. Dużo mnie uczył od początku; przewidywania i rozpoznania. Ale i wspierał, gdy zachodziła potrzeba. Najważniejsze spotkanie z gen. Bieńkiem wciąż przede mną... 

Po obiedzie, adiutant dzwoni i zaprasza do dowódcy więc zbieram się, kajet do reki, kapelusik (śmieszne to kapelusze były) i w drogę. Miałem do dowódcy jakieś 5 min. spacerkiem więc idę...


W budynku tuż obok kanału Shatt-Al-Hilla mieściła się kwatera dowódcy z jego biurem, adiutantami, biurem doradcy ds. politycznych i wojskowych oraz jego szefa sekretariatu. Budynek chroniony wartownikiem. Nie każdy tam mógł wejść. Pokazuję wartownikowi moje ID oznaczone odpowiednim kolorem i otwierają się przede mną ciężkie , dębowe chyba drzwi. Hall duży, przestronny, udekorowany flagami 20 państw, które maja swój udział w naszej Dywizji, Naszej znaczy dowodzonej przez polskiego generała i z zasadniczymi siłami w postaci 1 BCT w Karbali również pod dowództwem Polaka gen. bryg. Edwarda Gruszkę. Ukraińska 2 BCT miała swój sztab w prowincji Wasit w m. Al-Kut tuż przy granicy z Iranem, na którą zawędrowałem wkrótce także z polskimi parlamentarzystami, w tym z Bronisławem Komorowskim, Longinem Pastusiakiem, biskupami polowymi Płoskim, Chodakowskim i in. Hiszpanie rozlokowani byli w prowincji Najaf. Ich flaga także tam była, a jakże. Zatem podziwiając flagi oczekiwałem na wezwanie. Rozległ się głos adiutanta - Panie pułkowniku, dowódca zaprasza do środka. Pukam, wchodzę no i regulaminowo zaczynam regułkę: - Panie Generale, podpułkownik Strzelecki ... i nie skończyłem, gdyż nikogo w pierwszym pomieszczeniu nie było. Rozglądam się. Cicho. Z bocznego pokoju sprężystym krokiem podchodzi do mnie gen. Bieniek, w wojskowym t-shircie bez bluzy moro, podaje rękę i zaczyna: - Siadaj, Robert. Słuchaj, jak tam media? Tak, to było pierwsze pytanie. Jak tam media? Postawiło mnie to w alercie, że kto, jak to ale ten dowódca rozumie rolę dziennikarzy. - Dzisiaj chcę się spotkać z mediami, przyjdźcie proszę od mnie, tutaj. - Jeśli mógłbym zasugerować, to może spontanicznie zechciałby Pan Generał dojść do mediów, do ich kontenerów i tam zrobimy spotkanie. Czy zaakceptowałby Pan Generał taki pomysł? Nie musiałem długo czekać na zgodę. Przytaknął, dodał, jak to widzi, że bez oficjalnych wywiadów, bez setek i że koniecznie na luzie. Ucieszyłem się, że elastyczny dowódca, chętny na rozmowę z mediami, to połowa sukcesu misji PIO. Potem jeszcze kilka uwag ogólnych o informacjach wrażliwych, że tajemnica najważniejsza, że autoryzowanie tekstów, że mam czuwać nad słowem pisanym, nad fotografiami, kamerowanymi kadrami, nad wszystkim, co ukazuje się w imieniu Dywizji w mediach. Zadanie właściwie awykonalne w świecie Internetu.

Spotkanie z mediami odbyło się wieczorem w sposób zupełnie niezaplanowany. Przynajmniej tak wyszło. Kontener radiowy, TVP i TVN już były rozstawione jeden obok drugiego podczas gdy polsatowski namiot nieco z boku ale zawsze znalazło się miejsce dla wszystkich u dziennikarzy TVN. Siedzieliśmy sobie przy kawie. Zdzisław Dziemieńczuk z TVP i Marcin Woroch z TVN podpytywali w sumie na wpół oficjalnie o to, jakim będę rzecznikiem, ile mogę im mówić, co im będę przekazywał i jak często. W sumie proste pytania ale nie łatwo na nie odpowiedzieć. W zasadzie PIO jest od przekazywania sprawdzonych i zgodnych z prawdą informacji na czas. Tyle, że w warunkach tej konkretnej misji nie było to takie oczywiste. Tak było m. in. z odkryciem broni chemicznej przez polskich żołnierzy czy atakami na bazę. To ile można mówić i jakich słów należy użyć nie zawsze zależy od rzecznika. W każdym razie tak siedzieliśmy, rozmawialiśmy. Dołączyli lekarze z laboratorium, którzy zresztą zaczęli coś rozprawiać o licznych pogryzieniach naszych żołnierzy i że badają temat. Zdębiałem, bo to oczywiście informacja najpierw powinna dostać się do dowódcy, potem do mnie. Gadanie na lewo i prawo wszystkiego zawsze skutkowało potem prawdziwą akcją informacyjno-wyjaśniającą. Zatem lekarze gadali, media słuchały, ja bladłem a generał sobie do nas szedł ... Widziałem go z oddali ale jeszcze nic nie mówiłem, ze przyjdzie. Miała to być niespodzianka. I była. Dopiero w sumie jak już był blisko ktoś zauważył generała. - No tu się kryjecie - rzucił Bieniek na początek a potem z każdym przywitał się misiem. Znał ich doskonale. Zrobiło się doprawdy miło, bo chyba nie spodziewali się generała u siebie... Wieczór zakończył się oczywiście nieplanowanymi setkami mimo wcześniejszych zastrzeżeń, żeby ich nie było. TVN już strzela satelitę, już łączą się, podpinają generała do słuchawki, światło poszło ... jeszcze podszedłem poprawić sznurek od kapelusza bo dość że tak powiem zwisał, jak flak. Poprawiłem i kamera poszła. Generał przed kamerą czuł się, jak ryba w wodzie ale z tego akurat wszyscy gen. Bieńka znają bardzo dobrze. Po wywiadzie pożegnanie i poszedł po drodze jeszcze dając mi ostatnie wskazówki do co planowanej na 11 stycznia uroczystości przekazania dowodzenia. 



Podczas uroczystości obecni będą m. in. gen. Richardo Sanchez (miałem okazję potem tłumaczyć jego wystąpienia), gen. dyw. Lech Konopka, zastępca szefa SGWP i inni dostojnicy. CO prawda zmiana PKW potrwa aż do połowy lutego 2004 r. ale już teraz trzon naszych sił jest na miejscu i składa się żołnierzy 17. Brygady Kawalerii Pancernej, 11. Dywizji Kawalerii Pancernej, 10. Brygady Kawalerii Pancernej, 6. Brygady Desantowo-Szturmowej, 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego i 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Ups  .... zapomniałem o super żołnierzach z 1. Pułku Specjalnego z  Lublińca, co dzisiaj otwarcie można potwierdzić.

W styczniu jeszcze będzie się działo. Będą medialne doniesienia o epidemii w Bacie Babilon i konsekwencje lekarskiego gadania o pogryzieniach. Będzie zapłata za śmierć Irakijki, czyli negocjacje z rodziną. Będzie także pierwsza konferencja prasowa z udziałem lokalnych mediów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz