wtorek, 11 marca 2014

11 marca 2004 r. (zamach w Madrycie a sprawa Iraku)

Na 3 dni przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii Al-Kaida przeprowadziła ataki terrorystyczne na 4 pociągi metra w Madrycie. W zamachach zginęło 191 osób a 1841 zostało rannych. Kolejny udaremniony miał się odbyć już 2 kwietnia. 

Upadł rząd Jose Marii Aznara a nowo wybrany premier Jose Luis Zapatero, który już w trakcie kampanii wyborczej obiecywał wycofanie wojsk hiszpańskich, honduraskich i dominikańskich (pozostał kontyngent Salwadoru!) z Iraku święcił zwycięstwo. Jest ostateczny powód na spełnienie obietnic. Znaczyło to, że od czerwca nasza Wielonarodowa Dywizja zostanie osłabiona o 1300 żołnierzy!

W bazie i całej strefie poruszenie. Niektórzy zaczęli mieć za złe Hiszpanom decyzję ich premiera. Najgorzej czuli się sami Hiszpanie tłumaczący, że gdyby to od nich zależało nigdy by się nie wycofali. Ale polityka rządzi się innymi prawami. W bazach uczczono pamięć wszystkich, którzy w tych zamachach zginęli organizując capstrzyki. Było smuto. Hiszpanie chodzili z zwieszonymi głowami, przepraszali, było im wstyd, że zostawiają nas w strefie i że staje się to wkrótce (w czerwcu). 

Amerykanie nawet jawnie i głośno nazywali Hiszpanów zdrajcami a ci cicho w myślach zapadali się pod ziemię. Mój oficer prasowy - kpt. Piccarosso posmutniał, unikał kontaktu wzrokowego ze wszystkimi. Sytuacja miała się następująco - w środku totalnie niestabilnego Iraku opuści naszą strefę 1300-osobowa brygada wojska i pozostawi setki zadań do wykonania. Polacy mieli tendencję mówienia, że Hiszpanie nam to wszystko zostawią. Amerykanie uspokajali. Strefę, która do tej pory dowodzona była przez hiszpańskiego generała przekazano ostatecznie Amerykanom.

W czerwcu ostatni żołnierz hiszpański, honduraski i dominikański wyjechali z Iraku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz