piątek, 28 marca 2014

28 marca 2004 r. (Patalong w akcji)


MULTINATIONAL DIVISION
Central-South

Public Information Office

Camp Babylon, Iraq


Komunikat Prasowy
28 marca 2004


W ramach szeroko prowadzonej akcji mającej na celu zaprowadzenie prawa i porządku przed szczególnie ważnym okresem ARBA’EEN, a w tym ujęcie terrorystów działających na terenie odpowiedzialności Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, 1. Batalionowa Grupa Bojowa pod dowództwem ppłk. Piotra Patalonga we współdziałaniu z żołnierzami amerykańskimi oraz po raz pierwszy z żołnierzami plutonu specjalnego Irackiego Korpusu Obrony Cywilnej – szkolonego przez nas do takich zadań - przeprowadzili wspólną operację.

W czasie operacji terroryści otworzyli ogień. Doszło do jego wymiany. Nikt z żołnierzy biorących w niej udział nie został ranny.


Zatrzymano 5 osób podejrzanych o działalność terrorystyczną. Na miejscu skonfiskowano broń, amunicję oraz znajdujące się w miejscu zatrzymania dokumenty wraz z środkami łączności. Zgromadzone rzeczy świadczą o tym, iż była to baza logistyczna terrorystów.

Zatrzymane osoby są przesłuchiwane. Zdobyte materiały poddawane są analizie.

_____________________________
Public Information Office, MND CS
Tel. 873-762-197-788

[...] Tyle oficjalny dokument. Fotografie poniżej pochodzą z innej operacji płka Patalonga (na zdjęckiu 

środa, 26 marca 2014

26 marca 2004 r. (Gen. Sanchez w Babilonie i Karbali)

Trzecia wizyta Generała (3-gwiazdkowego) Richardo Sancheza w Babilonie i Karbali. Typowa i nie odbiegająca od zwykłych wizyt wojskowych. I tradycyjnie odbyła się ścieżka od biura dowódcy, do sztabu, na chwilę do mediów, wylot do Karbali. Pozostało tylko nieco ponad 120 dni do oficjalnego zakończenia misji II zmiany naszego kontyngentu zaczynają się więc podsumowania... Jak zwykle nas chwalono i jak zwykle cieszyliśmy się z naszych wspólnych sukcesów.

piątek, 21 marca 2014

21 marca 2004 r. (min. Jerzy Szmajdziński w Iraku)

Ś.p. Jerzy Szmajdziński, jako minister obrony narodowej był w Iraku kilkakrotnie. Wizyta w marcu 2004 roku była szybka, jednodniowa ale potrzebna, bo coraz częściej się słyszało o niedozbrojeniu i nieprzygotowaniu naszych do pełnienia misji innej, niż stabilizacyjna. A nasza misja już stabilizacyjną nie była...

Osobiście min. Szmajdziński wytwarzał bardzo sympatyczną atmosferę, miał miły głos, niezłą aparycję, przenikliwy wzrok i pookładane w głowie. W sprawach wojska, jak na cywila był bardzo kompetentny i rzeczowy. Chyba lubił generała Bieńka, bo nie odmawiał mu w zasadzie żadnej sprawy i rozmawiali bardziej, jako dobrzy znajomi, niż jak podwładny z przełożonym.


Powitanie oficjeli tej rangi wymagało powitania ze sztandarem Dywizji w asyście pododdziału reprezentacyjnego oraz przedstawienie kluczowych osób funkcyjnych. Media towarzyszyły ministrowi podczas jego wizyty w bazie w Babilonie i Karbali. Objazd bazy w Babilonie i tej w Karbali, spotkania z żołnierzami, pamiątkowe zdjęcia, to stały element ministerialnych wizyt. Rozmowy podczas spotkań z żołnierzami były niereżyserowane, jak dawniej. Nie było uzgodnionych pytań, nie było z góry przewidzianych ruchów czy zapewnień. Nie wyznaczono dyżurnego "zapewniacza". Towarzyszyła mu ochrona złożona z komandosów z Lublińca. 


Gen Bieniek wydał okolicznościowy obiad, który zjedliśmy w gronie ok 20 osób, a podczas obiadu były i wspomnienia tzw. starych, dobrych czasów - cokolwiek to oznacza dla młodszych czytających, to dopowiem, to taka chwila, gdy starsi rangą rozprawiają o wyższości jednego systemu nad drugim rzewnie wzdychając do jakże już odległych jednak czasów. Były kąśliwe - choć nie wątpię, że wypowiadane jednak z życzliwością - uwagi do mnie i mojej tendencji gadania na wizji w TV i tego, że prawdziwy obraz tak bardzo się różni od tego, co ogląda się w TV w Polsce. Wizyta zakończyła się .... no nie wiem czym w zasadzie. Bezpiecznie jest powiedzieć, że zakończyła się dziesiątkami uścisków dłoni i poklepywaniem najlepszych po plecach, bo nic po niej się nie zmieniło. Przynajmniej nic nie zauważyłem. Wciąż stabilizacja w głowach polityków a realizm sytuacji na miejscu były od siebie tak odległe jak bieguny na ziemi. 

środa, 19 marca 2014

19 marca 2004 r. (filipińska pomoc w Iraku)

Tak oto pisał mjr Paul Marcelo z kontyngentu filipińskiego, który w naszej Dywizji należał do jednych z najlepszych w działaniach humanitarnych.






TO OUR IRAQI BROTHERS

There is a special place in the heart of nations for those who risk their lives in defense of people and country. Our nations, having known ourselves the imperishable inheritance of sacrifice in the cause of nationhood and democracy, honors the gallantry of the Coalition Forces and the Iraqi people who choose to work side-by-side and fight terrorism for the attainment of peace and democracy in Iraq. They are the new band of heroes of this conflict for who among our fellow soldiers indeed has not been touched by their example of courage and dedication to duty? Who among the populace has not been drawn to the blessing of life and pursuit of happiness for which many of these heroes had risked their lives and are willing to risk more when the need arises?

In the time of strife that drenched this nation with sweat and blood, these heroes had faced many challenges. To every challenge, they had responded to the demands of the times – courage in the face of adversity and uncertainty; resourcefulness, and compassion in periods of peace. It is to the lasting glory of this band of heroes that leaders will establish a new government for Iraq.  

Fitting therefore we reserve the highest tribute to them.  But there is perhaps no greater tribute we can make than the peace and harmony we should maintain in this country in order to attain economic progress; for they will remain heroes only for so long as we make something lasting of the sacrifices they endured.

Peace and unity alone is the real anchor for our common goal, yet we sense it to be threatened by rising tensions among clashing self-serving ideologies, by the cancer we call terrorism and by the people’s indifference to the plight of this nation. In the process, more lives and resources are sacrificed.

In today’s dawning era, there is a greater need for heroes. Not much of those who will bear arms but those who will bear the instruments of unity, friendship and progress; those who will heal the terrible experiences of the past and envision the framework of your resurgence and development. For we know today that every Iraqi live for the same ideals and goals for which so many of your countrymen and kin died in their pursuit for peace; we will not built a nation from their blood, nor from the tears of their widows and orphans, nor from the deathless endurance of all your countrymen, only to hold in captivity those who would worship on the altar of peace, friendship, and prosperity. During the onslaught of cruelty, your forefathers dreamt of a nation borne by the tides of the rivers, by the constancy of the winds, by the lucidity of light, to where happiness for all will thrive. It may not take that dream as much time to bloom as it has taken an Old World to die. But the aspirations are there, and we are all, strong and weak, young and old, rich and poor, should help each other to build it. 

Thus is the idea of human dignity, of justice, and of fulfillment for every man, woman and child; an idea which, like the immortal flame that shines over the graves of soldiers and martyrs, gives us a promise and certainty of the nation we finally win. It will be a nation where every Iraqi will at last be strong and free, and your sons will no longer have to hide in fear or to carry rifles, to sacrifice their lives, as Iraqi and Coalition soldiers died from tyranny, in bloody battlefields, in shallow graves, and in dark jails; where men with arms will no longer reap the fields of this precious land; and where peace, friendship and prosperity will finally rise, not from the remembrance of deeds of battle-torn soldiers, no matter how glorious, but from the ordinary deeds of ordinary Iraqis.

As I bid goodbye to this nation which had become my home for seven months, I pray that the people and their leaders will find the heart to give peace and unity a chance and that it will forever reign in the path of progress. 
  
Maj Paul Marcelo
Philippine Humanitarian Contingent to Iraq

poniedziałek, 17 marca 2014

17 marca 2004 r. (Gen. Andrew Figgures w Babilonie)

Dla odnotowania faktu jedynie, bo pisać za bardzo nie ma o czym - do bazy przyleciał brytyjski generał Andrew Figgures. Niektórzy nazwali pana generała "figurant" ale nie miało to nic wspólnego ze znaczeniem tego słowa a raczej jest przeinaczeniem nazwiska. Omawiano aktualną sytuację w naszej strefie odpowiedzialności i jak zwykle wykonali stałą "ścieżkę zdrowia": do dowódcy, do sztabu, kilka fotek, tym razem bez mediów, transport na helipad i bye, bye.






sobota, 15 marca 2014

15 marca 2004 r. (patrol)

Patrol prawie wszystkim żołnierzom kojarzy się również z kilkoma innymi słowami: niepewność, improwizacja, ryzyko, odpowiedzialność, opanowanie,  rozwaga, przeszukanie. Patrolowanie dróg w strefie odpowiedzialności było koniecznością, by pokazywać swoją obecność i kontrolować podejrzane pojazdy a czynić to trzeba było codziennie. Kilka razy dziennie i w nocy także. Upał ponad 50 st. C w słońcu, nagrzane karabinki i maska pojazdu, szybko kończący się zapas wody i ta suchość w ustach. Niektórzy żołnierze nie jedli śniadania przed patrolem na wypadek postrzelenia. Postrzelony w brzuch bez treści ma większe szanse na przeżycie - tak mówią. Zatrzymywanie pojazdów i ich kontrola nigdy nie były takie same. Zawsze działo się coś niespodziewanego, a to krzyczący Irakijczyk, a to kobieta w pojeździe, a to znalezione narkotyki czy broń lub po prostu czas na modlitwę szyicką (5 razy dziennie i zawsze wówczas, gdy trzeba było dokonać kontroli). Od wyjazdu poza bramę bazy do powrotu pełna świadomość, zero czasu na odprężenie, ciągła niepewność kolejnych wydarzeń.

środa, 12 marca 2014

12 marca 2004 r. (wizyta gen. Abizaida)

Wizyta gen. Johna Abizaida w Babilonie. Czterogwiazdkowy generał - nasz zwierzchnik misyjny poniekąd. Znów mała panika w bazie, znów wszystko na ostatnią chwilę i wszystko to dla kolejnej krótkiej i roboczej wizyty w obstawie z naszych i amerykańskich komandosów. Agenda taka sama, jak przy tego typu okazjach: powitanie, spotkanie z dowódcą, wizyta w TOC (sztab i "centrum dowodzenia"), czasem spotkanie z mediami, generalnie stała tzw. ścieżka zdrowia. Uściski z osobami funkcyjnymi no i oczywiście same pochwały na naszych... a to lubimy najbardziej.





wtorek, 11 marca 2014

11 marca 2004 r. (zamach w Madrycie a sprawa Iraku)

Na 3 dni przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii Al-Kaida przeprowadziła ataki terrorystyczne na 4 pociągi metra w Madrycie. W zamachach zginęło 191 osób a 1841 zostało rannych. Kolejny udaremniony miał się odbyć już 2 kwietnia. 

Upadł rząd Jose Marii Aznara a nowo wybrany premier Jose Luis Zapatero, który już w trakcie kampanii wyborczej obiecywał wycofanie wojsk hiszpańskich, honduraskich i dominikańskich (pozostał kontyngent Salwadoru!) z Iraku święcił zwycięstwo. Jest ostateczny powód na spełnienie obietnic. Znaczyło to, że od czerwca nasza Wielonarodowa Dywizja zostanie osłabiona o 1300 żołnierzy!

W bazie i całej strefie poruszenie. Niektórzy zaczęli mieć za złe Hiszpanom decyzję ich premiera. Najgorzej czuli się sami Hiszpanie tłumaczący, że gdyby to od nich zależało nigdy by się nie wycofali. Ale polityka rządzi się innymi prawami. W bazach uczczono pamięć wszystkich, którzy w tych zamachach zginęli organizując capstrzyki. Było smuto. Hiszpanie chodzili z zwieszonymi głowami, przepraszali, było im wstyd, że zostawiają nas w strefie i że staje się to wkrótce (w czerwcu). 

Amerykanie nawet jawnie i głośno nazywali Hiszpanów zdrajcami a ci cicho w myślach zapadali się pod ziemię. Mój oficer prasowy - kpt. Piccarosso posmutniał, unikał kontaktu wzrokowego ze wszystkimi. Sytuacja miała się następująco - w środku totalnie niestabilnego Iraku opuści naszą strefę 1300-osobowa brygada wojska i pozostawi setki zadań do wykonania. Polacy mieli tendencję mówienia, że Hiszpanie nam to wszystko zostawią. Amerykanie uspokajali. Strefę, która do tej pory dowodzona była przez hiszpańskiego generała przekazano ostatecznie Amerykanom.

W czerwcu ostatni żołnierz hiszpański, honduraski i dominikański wyjechali z Iraku. 


niedziela, 9 marca 2014

9 marca 2004 r. (konfernecja przedstawicieli narodowych w MND CS)

Starsi Narodowi Przedstawiciele Wojskowi (SNR), to najstarsi stopniem wojskowym lub funkcją wojskową w danym kontyngencie. SNRy reprezentowali macierzyste kontyngenty, mieli zasadniczy głos w doradzaniu dowódcy Dywizji w sprawach narodowych. Dowódca Dywizji odbywał konferencje SNRów co 3-4 tygodnie. Liczył się z ich opinią. Żyjąc w miejscu, w którym stała biblijna wieża Babel doświadczam nie tyle pomieszania języków, choć oczywiście jest ich tu ponad dwadzieścia - ale doświadczam czegoś zupełnie odwrotnego; szukania sposobów na skuteczne komunikowanie się, na przekazanie informacji poprzez słowo lub słowo i gest w każdym razie po to, by być dobrze zrozumianym. Gen. Bieniek radził sobie wyśmienicie z angielskim (miał wg STANAG 6001 stopień 3-3-3-3) ale władał nim lepiej. Owszem popełniał błędy, ale nawet prezydent Obama je popełnia. Podczas konferencji omawiano sprawy kontyngentów, warunki pełnienia służby (misji), sprawy pół-polityczne i informowano o planach dowództwa na działania w Iraku. Umowy międzynarodowe w ramach naszej Wielonarodowej dywizji nie dawały każdemu kontyngentowi np. prawa prowadzenia działań bojowych (np. Rumunia) więc należało informować SNR o planach i konsultować decyzje.

SNRy zjeżdżały się z całej naszej strefy odpowiedzialności do Babilonu i była to jedyna okazja na spotkanie się przedstawicieli 22 państw w jednym miejscu.

Kurtuazyjnie po spotkaniu dowódca zapraszał na wspólny posiłek, podczas którego omawiano już sprawy mniej oficjalne a nawet czasem żartowano, opowiadano dowcipy, w każdym razie zawiązywano relacje. Przy stole nie mogło zabraknąć Edzi. Czy ktoś wie, kto to jest Edzia? (ostatnie zdjęcie u dołu, Edzia zerka lewym okiem na fotografa)

czwartek, 6 marca 2014

6 marca 2004 r. (checkpoint)

Checkpoint - punkt kontrolny, brama wjazdowa/wyjazdowa, hamownia - to tylko niektóre nazwy używane na opisanie miejsca bardzo ważnego w życiu każdej bazy, obsadzonego ludźmi, na których ciąży obowiązek sprawdzenia każdego i wszystkiego zanim zostanie wpuszczone na teren bazy. Pojazdy, konwoje, ludzie (cywile i wojskowi), ładowanie i rozładowywanie broni, pięciotonowe ciężarówki, potok interesantów i pracowników bazy. Non stop ruch. W nocy lżej ale upał i jedynie noktowizor, by obserwować kto się zbliża. I zawsze ta niepewność ...






poniedziałek, 3 marca 2014

3 marca 2004 r. (B. Komorowski, J. Zemke, bp Chodakowski, bp Borski i in. - Babilon/Karbala/Al Kut)

Trudno pisać o wydarzeniach z tak ważnymi ludźmi w centrum, zwłaszcza, że niektórzy z nich zginęli w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem lub zostali najważniejszymi personami w państwie. Na zdjęciach poniżej pojawią się m. in.  postaci ś.p. bp Chodakowskiego i bp Borskiego – biskupów polowych WP (odpowiednio prawosławnego i ewangelickiego) tragicznie zmarłych w katastrofie. Są też zdjęcia Bronisława Komorowskiego (czyli przyszłego Prezydenta RP) i Janusza Zemke.



Byli w Iraku: Paweł Graś i Bronisław Komorowski z PO, Zbigniew Dziewulski (Samoobrona), Jan Sieńko (PSL), Marek Muszyński (PiS), oraz dwaj senatorowie - Wiesław Pietrzak (SLD-UP) i Jerzy Adamski (SLD). Byli wspomniani powyżej biskupi, byli także kapłani  Caritas Polska, oficerowie sztabu generalnego WP i Wojsk Lądowych.



Tak więc poubierani w moro wylądowali. Śmigłowce z Bagdadu były punktualnie o 10 rano. Plan przygotowany i napięty. Najpierw Babilon i cały dzień w nim, jutro Karbala, obóz szkolenia ICDC (korpusu irackich sił bezpieczeństwa), pojutrze prowincja ukraińska czyli Wasit i jej stolica Al Kut. Były odwiedziny w szpitalu wojskowym w Karbali i rozmowa z naszymi żołnierzami, były briefingi, były spotkania z żołnierzami 1 pułku specjalnego z Lublińca i pokaz ich wyposażenia. Były podchody pod media i oficjalne przemówienia. Sporo się działo…

Minister Zemke był bardzo otwarty, nie tworzył barier z rozmówcą, wysłuchiwał do końca i w zasadzie kultura pełna, jeśli tak mogę go ocenić. Przywitał się ze mną w chwilę po wylądowaniu na oczach dowódcy i innych osób, które przy nas były mówiąc coś w rodzaju „A, oto nasza gwiazda, panie pułkowniku znam pana z TV” … potem już tylko było milej. Bronisław Komorowski był przez moje biuro szczególnie „chroniony”, bo media dosłownie rozrywały go i namawiały na wypowiedzi, co rujnowało program a wojsku, jak coś idzie poza planem to wojsko się gubi. Tak więc chroniony przetrwał tę delegację choć i tak na spotkanie do mediów poszedł i posiedział dobre 2-3 godziny. Czuć było, że jest nie tylko lubiony ale i szanowany. Szczególnie z Bronisławem Komorowskim chciał rozmawiać Wojciech Nomejko z TVP ale na wyraźne życzenie ukrywaliśmy miejsce spania Pana posła i ministra. Kto by powiedział, że także w przyszłości prezydenta RP.




Wizyta była 3 dniowa. Długo przygotowywana i skrywana. Oficjele zostali tradycyjnie ubrani w wojskowe mundury polowe bez dystynkcji i prawdę powiedziawszy zawsze mnie to trochę śmieszyło. Nigdy cywil nie będzie dobrze wyglądał w ubraniu, którego nie czuje. Moro nosi się w specyficzny sposób i każdy kto choć raz go miał na sobie to potwierdzi. Ludzie mający z nim do czynienia tylko w przypadku wyjazdów w delegacjach w rejony misyjne wyglądali w nich dziwnie. Hełmy poprzekrzywiane, kamizelki kuloodporne założone tyłem na przód lub źle, buty nieodpowiednio zasznurowane, bluzy moro jakieś obwisłe lub za krótkie, itp. Uważam, że lepiej było ubierać delegacje w jeansy i sportowe koszulki. Wiem, że jest na to wytłumaczenie (każdy to wie), że niby trudno rozpoznać ich pośród innych wojskowych ale ja się z tym nie zgadzam. Właśnie łatwiej ich wyszukać w gronie prawidłowo umundurowanych wojskowych. A jak potem pokazywać fotografie oficjeli? Pokracznie?

Wizyta w Karbali u gen. Gruszki była z tych emocjonalnych, bo były spotkania z żołnierzami w szpitalu i w bazie. Fajny widok, jak obok rannego żołnierza siada na łóżku szpitalnym polityk i rozmawia, jak ojciec z synem. Byliśmy wzruszeni. Doktorzy oprowadzili po naszym szpitalu polowym a media miały raj do robienia zdjęć.




Podobnie było w szkole irackich sił bezpieczeństwa, gdzie irackie para-wojsko ćwiczyło i demonstrowało swoje umiejętności. Takie to było nieporadne, takie mało wojskowe ale chęć pokazania była ogromna. Za miesiąc po tym wojsku już miało pozostać jedynie wspomnienie, bo 4 kwietnia się rozpierzchli …  Nasi parlamentarzyści otworzyli także nową szkołę przecinając wstęgę i spotkali się z lokalnymi władzami, w tym z szefem karbalskiej policji gen. Abbasem i szejkami.

Wylot do Al Kut był bardzo dobrze przygotowany – bp Chodakowski bardzo się na to cieszył, bo leciał do prawosławnych żołnierzy. Odprawiono zresztą nabożeństwo ekumeniczne z trzema osobami duchownymi trzech najważniejszych kościołów w Polsce. Było spotkanie z ukraińskimi żołnierzami na przejściu granicznym z Iranem (Zurbatia). Tam także pokazano nam bezzałogowe samoloty zwiadowcze, uciekinierów z Iranu oraz więzienie ukraińskie przypominające najcięższe lochy średniowiecza.


Wyborcza.pl donosiła:
http://wyborcza.pl/1,75248,1944266.html




sobota, 1 marca 2014

1 marca 2004 r. (Dowódca CJTF-7 w Babilonie)

Wizyta gen. broni Richarda Sancheza była kurtuazyjna ale w charakterze typowo wojskowa. W rejonie odpowiedzialności naszej Dywizji działo się coraz więcej a nie było lepszego sposobu na poznanie faktów jak rozmowa z tymi, co stabilizują sytuację w strefie. Zatem znów protokół dyplomatyczny powiadomiony dzień przed wizytą działał a dowódca szykował się to briefingu. Gen. Sanchez jak zwykle znalazł czas nie tylko na oficjalne przemówienia ale także spotkał się z żołnierzami, podoficerami i oficerami.

Zaimprowizowana konferencja prasowa była poświęcona ostatnim wydarzeniom w strefie, stale rosnącej liczbie ataków na siły koalicyjne i ewentualnym jej skutkom.

Czterogodzinna wizyta była może i krótka ale konkretna. Sanchez wylatywał zadowolony.