I stało się. Sierżant Gambold Azzayan nie słyszał jeszcze dobrze (ponoć słuch wrócił w 100% na trzeci dzień po wybuchu) ale nie był w szoku czy traumie po tym, jak z zimną krwią w ostatnich możliwych sekundach przed zamachem strzelał do zamachowców. Uznał, że to właśnie będzie najlepsze rozwiązanie chroniąc przed dalszymi skutkami ewentualnego udanego zamachu. Co by było gdyby .... podaruję sobie. Zdjęcia po wybuchu w dniu 18 lutego mówią za siebie. Ważne, ze sierżant mongolski umiał podjąć odważną decyzję i wiedział, że jeśli jej nie podejmie, to konsekwencje byłyby dużo gorsze.
Przyjechaliśmy do Camp Charlie w godzinach porannych. Kompania ze sztandarem powitała dowódcę i po krótkiej ceremonii generał Bieniek uhonorował dzielnego wartownika wyróżnieniem. Medal od naszego ministra obron narodowej otrzymał dopiero w 2007 roku:
Gambold Azzayan okazał się być skromnym, prostolinijnym chłopakiem. Pochodził z niewielkiej wsi i generalnie zajmował się wypasem owiec. Poszedł do wojska na ochotnika i trafił do Iraku Nie mówił po angielsku za dobrze ale przetłumaczono nam, że dla niego to, że polski generał do niego przyjechał znaczy bardzo wiele i na nic innego nie liczy i nie oczekuje. Dorwały się też do niego media i nasze i irackie. Stał się bohaterem.
A poza tym dzień jak co dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz