sobota, 25 stycznia 2014

25 stycznia 2004 r. (pierwsza konferencja prasowa dowódcy MND CS)

Tego dnia zaczęło się nerwowo, bo już w TOC (Tactical Operations Center) wszystkim dostawało się po głowie od szefa sztabu i do sali odpraw na pierwszym piętrze wlatywali kolejni briferzy (ci, co prowadzą odprawę w wybranym temacie) – jedni wylatywali z hukiem, inni cichaczem wchodzili do środka, w każdym razie nerwowo. Mam zapisane w notesie, że dzień gorący to był od rana, słońce, suchość  i wariactwo w toku (TOCu). Część poświęconą informacji publicznej dzisiaj poprowadził za mnie mjr Manos (USA), był jak zwykle grzeczny na odprawie, mówił głosem donośnym, skupionym na gen. Bieńku i w zasadzie wpatrzonym w generała, jakby nikogo innego na odprawie nie było. Robił tak – jak to do mnie potem dotarło – bo nikogo w zasadzie innego w sali odpraw nie widział. To znaczy, wszyscy byliśmy tam ale on mówił tylko do Generała. Ot, taki przypadek … Były typowe dla takiej odprawy informacje, że ukazało się 12 newsów w mediach o Dywizji, że 4 artykuły w prasie irackiej, że 3 z nich to pozytywne w wydźwięku i popierające działania sił koalicyjnych i że Irakijczycy nas w większości kochają ale bardzo się boją tych złych. Potem o planach, że wraz z 1 BCT (czyli żołnierzami generała Gruszki) wyślemy combat camera, by filmować zatrzymanie groźnych podżegaczy i do niszczenia zarekwirowanych w toku przeszukań narkotyków (zdjęcia w późniejszych relacjach). Była też informacja, że pozyskaliśmy cennych dziennikarzy i że warto by im pomóc finansowo w wybudowaniu biura redakcyjnego i uruchomienia procesu wydawniczego prasy. Na koniec, że dzisiaj konferencja prasowa i że wszystko gotowe. Generał odwrócił się w tył sali szukając mnie wzrokiem i znalazł, kiwnął głową co znaczyło, że po odprawie mnie potrzebuje na sekundę. Jak to zwykle – na zakończeni odprawy porannej gen. Bieniek wszedł za mównicę, powiedział, że zatwierdza wszystko, co zostało powiedziane (tu zazwyczaj padały operacyjne wytyczne i detale sytuacji) i słynne: do boju! To znaczy, nie dosłownie na razie ale w przenośni.

Rozmawialiśmy schodząc ze schodów. Spytał mnie jeszcze o to ile dokładnie osób będzie i czy wiem, co w której kolejności. Uspokoiłem Generała, że czuwam i tak też było.

Piersi dziennikarze zaczęli pojawiać się na bramie Reno 45 minut przed rozpoczęciem konferencji. Czekali na nich kpt. Piccarosso i Pan Mohsen. Byli sprawdzani, jak każdy i po wydaniu przepustki eskortowani w busie do miejsca konferencji przy murach Pałacu Nabuchodonozora. Tam na miejscu byłem ja – witam wszystkich gorąco, zapraszam do środka a mój Admin sadza, częstuje wodą, ustawia mikrofony i sprawdza, czy wszystko działa.

Za 5 minut 12-sta przybył Generał wraz z płk. Tomaszem Bąkiem (później już generałem i autorem super książki), szefem ICDC  (Iraqi CIvil Defense Corps) , ambasadorem Ryszardem Krystosikiem i paroma innymi osobami towarzyszącymi. Wszystko szło gładko. Prowizoryczne w sumie miejsce zostało udekorowane flagami i proporczykami polskimi, irackimi, dywizyjnymi, koalicyjnymi. Jak na warunki misji, było wszystko OK choć tak naprawdę dopiero w nowym biurze mieliśmy prawdziwą salę do przeprowadzania konferencji. Ale ona powstała w maju. Więc było, jak było i było dobrze. Kamery ruszyły, mikrofony włączone, zaczynam głosem łamiącym się nieco ale po sekundzie odzyskałem stabilność sytuacji i powitałem wszystkich, przedstawiłem osobistości i rozpoczęliśmy od oświadczenia dowódcy… Potem poszło wszystko, jak po maśle.

Generał był super. Goście także. Irackie media wniebowzięte, że ktoś do nich ludzkim głosem mówi, polskie media czujne. Po oświadczeniu czas na prezentację kolejnych zaproszonych o zadaniach i misji Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe. Slajd za slajdem. Tłumacze płynnie tłumaczyli konsekutywnie, tzn. fragment wypowiedzi po fragmencie. Była profeska. W sumie po 30 minutach było po oficjalnej części. Zaczęliśmy Q&A, czyli czas na pytania i odpowiedzi….. Oczywiście gospodarze – irackie media mają pierwszeństwo (niepisane prawo) i się zaczęło; że chcą pokoju, że mało ich ochraniamy, że coś trzeba z bandytami zrobić, że trzeba więcej wojska, że po co aż tyle wojska w Karbali (wiem, wiem jedno drugiemu przeczy!), że może zakończyć misję i im oddać kraj, albo może żeby nigdy z Iraku nie wychodzić. Jedne wielkie mysz-masz. Każdy chciał czegoś innego i zazwyczaj wszystko było nierealne. Ale dowódca i zaproszeni goście spokojnie  odpowiadali. Najwięcej charyzmy w odpowiedziach wykazał. Amb. Krystosik – spokój, głos wodza, akcenty zdaniowe, wzrok zdeterminowany – przemówił i wszystko nagle stało się proste. Doświadczałem tego często przy amb. Krystosiku – czego diabeł nie może, tam amb. Krystosika pośle…. Serio.

Zakończyłem konferencję zaproszeniem na poczęstunek. Sytuacja się rozluźniła, media wyciągały zaproszonych gości do wywiadów. Media polskie miały proste zadanie, bo na miejscu wszystko (maszyneria i talerze) do szybkiej edycji i wysłania materiału do Polski.

Dziewictwo rzecznikowe na tej konferencji straciłem bezboleśnie i z przyjemnością.

Kolejne konferencje tak łatwo nie wychodziły, bo i czasy stały się mniej spokojne; ataki na bazę w Al.-Hillah, bomby w Karbali, zamachy w An Najaf, śmierć naszych żołnierzy i ich pożegnania w bazie... 

Komunikat prasowy: http://www.freerepublic.com/focus/f-news/1066144/posts


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz