niedziela, 23 lutego 2014

23 lutego 2004 r. (Rzeczpospolita o przetargach w Iraku)

W całym tym zamieszaniu stabilizacyjno-wojennym, który się właśnie nagina w stronę bardziej wojny niż stabilizacji warto przypomnieć jedno z głównych założeń naszej misji, tj. zyskać intratne kontrakty, skorzystać z możliwości na założenie biznesów w Iraku, mieć za sobą przychylność nowo formowanego irackiego rządu, itp. - co oczywiście okazało się nie tylko czczymi mrzonkami ale zwyczajnie w świecie nierealnymi marzeniami. Do dzisiaj na naszej misji nie skorzystał chyba nikt. Czy się mylę?

Oto co w 2004 roku pisała Rzepa: RZP 23.02.2004


Irackie kontrakty nadal w polskim zasięgu - W marcu będą ogłoszone kolejne duże przetargi. W biznesie brak miejsca dla obrażonych


SONDAŻ " RZECZPOSPOLITEJ": Nie wykorzystujemy naszej obecności w Iraku
ROZMOWA NA GORĄCO - Marek Kłoczko, dyrektor generalny Krajowej Izby Gospodarczej: Rozmawiamy by zarobić

Informacje o irackich kontraktach i przetargach znajdują się m.in. na stronach: www.rebuilding-iraq.net, www.fedbizopps.gov., www.usinfo.pl


Do Polski przyjeżdża grupa przedstawicieli amerykańskiego Departamentu Handlu oraz członkowie zarządu firmy Nour, która pokonała polski Bumar w przetargu na dostawy uzbrojenia i wyposażenia dla irackiej policji i wojska. Mają oni przekazać naszym firmom wiedzę, jak skutecznie ubiegać się o irackie kontrakty.

Nie jest to jednak reakcja na polskie zażalenia w sprawie nieudanego udziału w przetargu, lecz część zaplanowanej w styczniu europejskiej podróży Amerykanów po stolicach europejskich państw koalicji walczącej w Iraku oraz kilku innych krajów, m.in. Niemiec. Amerykanie zamierzają przekonywać europejski biznes, że liczą na jego obecność w Iraku.

Kolejne przetargi w marcu

Przegrana Bumaru nie zniechęciła polskich firm do ubiegania się o kontrakty w Iraku. W marcu zostaną ogłoszone następne przetargi, na znacznie wyższe kwoty niż w kontrakcie, w którym miał nadzieję zwyciężyć Bumar. - W biznesie nie ma miejsca dla obrażonych - mówi sam prezes Bumaru Roman Baczyński.

- W Iraku w ciągu najbliższych kilku lat będzie największy plac budowy na świecie - ocenia Jacek Kwaśniewski, zastępca dyrektora ds. rozwoju przedsiębiorczości prywatnej koalicyjnych władz tymczasowych w Iraku. - Tam napłyną miliardy dolarów. Nigdzie na świecie nie będzie takiej możliwości rozwoju biznesu.

Polskie protesty są, zdaniem Kwaśniewskiego, jak najbardziej uzasadnione. - W ten sposób wpisujemy się w chór niezadowolonych koalicjantów. Bo tak samo jak Polacy protestują Brytyjczycy, Hiszpanie, Australijczycy, Nowozelandczycy. Teraz już wiadomo - fakt, iż jesteśmy sojusznikami, wcale nie oznacza, że będziemy traktowani na specjalnych warunkach. I nie dotyczy to tylko Polaków.

Jacek Kwaśniewski, który teraz jest w Polsce i zajmuje się kojarzeniem firm polskich i irackich, nie ukrywa, że był bardzo rozczarowany, kiedy dowiedział się o przegranej Bumaru. Sądzi jednak, że konsorcjum zorganizowane przez tę firmę może z powodzeniem dostarczać do Iraku towary, którymi dysponuje. - Tam cały czas na taki towar jest zapotrzebowanie - ocenia.

Duży weźmie więcej

- Bumar, zgłaszając swoją ofertę na wyposażenie nowej irackiej armii, podszedł do sprawy zbyt jednostronnie. Nie dołożył np. starań, by zawiązać konsorcjum w większym stopniu międzynarodowe. Naiwnie sądził, iż liczy się przede wszystkim polityczne poparcie - podsumował w radiowej Trójce działania polskiego konsorcjum prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Jest jednak mało prawdopodobne, aby to Polacy otrzymywali w Iraku wielkie kontrakty infrastrukturalne, bo te z pewnością nadal będą przypadać Amerykanom. Największym wygranym do tej pory jest amerykański Bechtel, a obok niego inne duże firmy z USA: Kellogg, Brown and Root, Contrack International, Washington International, Parsons, Perini Corporation. Dopiero wśród poddostawców pojawiają się nazwy firm zagranicznych: Polimex Cekop, Ostrowski Arms, hiszpańskie Dragados czy Soluziona. Warto jednak szukać na odpowiednich stronach internetowych informacji o kolejnych przetargach i zakupach. - Tam potrzebne jest dosłownie wszystko - podkreśla Jacek Kwaśniewski.

Na kontrakt w Iraku ma nadzieję m.in. prezes toruńskiego Metronu. - Jest tam zapotrzebowanie na 5 mln wodomierzy. Prowadzimy rozmowy z firmą, która będzie miała tam duży kontrakt - mówi Leszek Pilarski, prezes Metronu.

Bądźmy cierpliwi

Mimo protestu Bumaru realizacja kontraktu wygranego przez firmę Nour nie została wstrzymana. Ale w Warszawie nadal oczekuje się, że Amerykanie udzielą dokładnych wyjaśnień. - Bumar, składając oficjalny protest i kwestionując decyzję organizatorów przetargu, skorzystał z przysługującego mu prawa. Z pewnością dokładnie rozważył, czy ma silne argumenty - mówi wiceszef MON Janusz Zemke i zaleca cierpliwość.

- Poczekajmy na wyniki oceny polskiego protestu - sugeruje ambasador Stanisław Smoleń, który w MSZ prowadzi sprawy gospodarczego zaangażowania krajowych przedsiębiorstw w Iraku.

Józef Nawolski, przewodniczący rady nadzorczej PHZ Bumar, dyrektor Departamentu Spraw Obronnych i Ochrony Informacji Niejawnych w Ministerstwie Skarbu Państwa, zapewnia, że Bumar skrupulatnie i rzetelnie wycenił wartość swej oferty. - Było dla nas oczywiste, iż pierwszeństwo mają wytwórcy krajowi - dodaje. Tylko gdy w Polsce nie było producenta (np. radiostacji, kompasów i plastikowych manierek), zwracano się do zagranicznych dostawców.

Bumarowi zarzucano, że jego oferta była zbyt droga. - Gdyby było więcej czasu, być może udałoby się obniżyć nieco ceny - ocenia Nawolski. - Jeśli produkty gotowe do odbioru w bramie zakładu kosztowały według oferty Bumaru 410 mln USD, to urwać można było najwyżej 10 mln. Błędem było na pewno rozbudzenie nadmiernych oczekiwań związanym z tym kontraktem, a przecież to jedynie pierwszy w tej dziedzinie.

Nawolski sugeruje, by nie mieć złudzeń: - Każdemu zamówieniu na broń, choćby się przedstawiało nie wiadomo ile finansowych wyliczeń, toruje drogę decyzja polityczna. Tak zawsze było. I będzie!

- Będziemy uczestniczyć w kolejnych przetargach, bo życie toczy się dalej - zapowiada Roman Baczyński, mimo że sam jest rozczarowany zdawkowymi wyjaśnieniami, jakie napłynęły z Iraku.

Dla ambasadora Smolenia rezultat protestu będzie istotny, bo pozwoli zebrać ważne doświadczenia dotyczące procedur.

ZBIGNIEW LENTOWICZ, DANUTA WALEWSKA




SONDAŻ " RZECZPOSPOLITEJ"
Nie wykorzystujemy naszej obecności w Iraku

 Nie wykorzystujemy możliwości, jakie dla gospodarki stwarza polskie uczestnictwo w koalicji interweniującej w Iraku - uważa ponad połowa Polaków. W badaniach, wykonanych na zlecenie "Rz", więcej niż co drugi pytany ocenia to wykorzystanie jako "raczej złe" lub "zdecydowanie złe".

O tym, że Polska wykorzystała możliwości gospodarcze, jakie stwarza nam uczestnictwo w koalicji irackiej, przekonanych jest niespełna 2 proc. Polaków - wynika z sondażu przeprowadzonego przez Pracownię Badań Społecznych w Sopocie. Niewiele ponad 20 proc. ocenia to wykorzystanie jako "raczej dobre". W obu przypadkach mówią tak najczęściej ludzie młodzi, z wykształceniem zawodowym lub podstawowym, ze wsi lub z mniejszych miast. Wśród przekonanych, że polska gospodarka zyskała na naszej obecności w Iraku, dominują osoby niepracujące, uczniowie i studenci, a także zwolennicy Krajowej Partii Emerytów i Rencistów (prawie 7 proc.) oraz SLD-UP - na drugim miejscu w tej grupie - z udziałem ponad 4-procentowym.

Zdecydowana większość Polaków natomiast - łącznie prawie 55 proc. - uważa, że możliwości gospodarcze, jakie stwarza nam udział w irackiej koalicji, nie zostały wykorzystane. O zdecydowanym zaprzepaszczeniu tych szans przekonanych jest ponad 23 proc. badanych, a prawie 32 proc. mówi o wykorzystaniu "raczej złym". Jest to opinia głównie osób starszych (powyżej 40 lat) z lekką przewagą wykształcenia na poziomie średnim, mieszkających w dużych miastach. Grupa przekonanych składa się głównie z właścicieli, robotników wykwalifikowanych oraz pracowników umysłowych sympatyzujących najczęściej z partiami opozycyjnymi.

Stosunkowo dużo ankietowanych, bo aż niespełna 23 proc., nie ma wyrobionego zdania na temat, co mogłaby zyskać polska gospodarka dzięki naszej obecności w Iraku. Są to głównie kobiety (gospodynie domowe) i osoby młode (uczniowie), a także osoby z grupy najstarszych.

A.K.

Badanie przeprowadziła Pracownia Badań Społecznych w Sopocie 7 - 8 lutego br. na 1022-osobowej próbie reprezentatywnej dla dorosłej ludności kraju.




ROZMOWA NA GORĄCO
Marek Kłoczko, dyrektor generalny Krajowej Izby Gospodarczej

Rozmawiamy by zarobić

Jak przegrana Bumaru w wartym ponad pół miliarda dolarów przetargu na uzbrojenie nowej irackiej armii wpłynie na plany polskiego zaangażowania gospodarczego w tym kraju?

MAREK KŁOCZKO: Moim zdaniem ta porażka nie wpłynie zasadniczo na nasze długofalowe zamierzenia, choć z pewnością zrobiła wrażenie, głównie psychologiczne. To nieuniknione, bo kontrakt jest rzeczywiście duży, a do tego pierwszy, w którym samodzielnie wzięło udział polskie konsorcjum. Na pewno wszelkie aspekty i konsekwencje niefortunnego dla nas rozstrzygnięcia będą gruntownie analizowane. Ale musimy pamiętać, że była to pierwsza, lecz nie ostatnia oferta. Przetargów, również dużych, będzie coraz więcej.

W których dziedzinach mamy największe szanse skutecznie walczyć o zamówienia?

Przede wszystkim musimy sobie zdawać sprawę, że o inwestycjach i dostawach do Iraku decydować będą przetargi organizowane na różnych poziomach i w różnych kategoriach. Zazwyczaj mają one związek ze źródłem ich finansowania.

Inne procedury i zasady obowiązują w przypadku przetargów, gdy w grę wchodzą wyłącznie pieniądze amerykańskiego podatnika przeznaczone na wielkie, strategiczne inwestycje w podstawowych gałęziach gospodarki. Mówimy tu o środkach rzędu 18 mld USD. Wiadomo, że w tym przypadku największe szanse na zamówienia będą miały wielkie firmy amerykańskie, a nasza rola musiałaby się ograniczyć do zabiegania o zlecenia podwykonawcze. Zupełnie innymi prawami, również w sensie formalnym, rządzą się zamówienia zbrojeniowe. Analiza doświadczeń Bumaru jest bardzo przydatna, by można było formułować wnioski dotyczące naszych szans w przyszłości.

Pamiętajmy, że już startują pierwsze przetargi organizowane przez centralne władze irackie, przetargi finansowane za pieniądze uzyskane ze sprzedaży ropy. To środki przeznaczone wyłącznie na odbudowę zniszczonego kraju - ich wielkość trudno na razie oszacować, ale z pewnością jest to co najmniej kilka mld USD. Własne przetargi organizują już zewnętrzni darczyńcy. Spore sumy oferują, na przykład, najbliżsi sąsiedzi Iraku - rządy Kuwejtu i Arabii Saudyjskiej. Jest jednak oczywiste, że bez tworzenia konsorcjów z udziałem firm z tych krajów starania o zamówienia finansowane z tego źródła będą mało skuteczne.

Pomoc dla Iraku proponują też inne kraje - wiadomo jednak, że te pieniądze adresowane są raczej do narodowych firm, polskie szanse widziałbym głównie w kooperacji i podwykonawstwie. Odrębne źródło zamówień to przetargi organizowane przez administracyjne władze na szczeblu centralnym z myślą o zaspokojeniu natychmiastowych, doraźnych potrzeb na poziomie regionalnym. Ich cechą są króciutkie terminy rozstrzygania, na przykład trzytygodniowe. Prawie niemożliwe jest skuteczne ubieganie się o te zamówienia, gdy zainteresowane nimi przedsiębiorstwo nie ma na miejscu swego przedstawiciela, lub - jeszcze lepiej - miejscowego partnera. Tylko wówczas można natychmiast zareagować na ogłoszenie konkursu, zorganizować szybką dostawę, zapewnić bezpieczny transport.

Które branże miałyby dziś największe szanse uzyskiwania zamówień lokalnych? Wiele mówiło się o naszym doświadczeniu w inwestowaniu w Iraku...

Doświadczenia sprzed lat nie mają dziś niemal zupełnie znaczenia. Reguły gry i sytuacja zupełnie się zmieniły. Potrzeby są jednak ogromne i wydaje się, że moglibyśmy wykorzystać nasz potencjał w dziedzinie przemysłu elektromaszynowego, budownictwie, doświadczenia w dostarczaniu gotowych obiektów produkcyjnych oraz infrastruktury komunalnej.

Co robimy, by ten potencjał wykorzystać?

Przyjęliśmy strategię nie doraźnego, a długofalowego zaangażowania. Nie tylko w Iraku, ale w całym regionie, który stoi w przededniu gwałtownego boomu inwestycyjnego. Dlatego zorganizowaliśmy już kilkanaście misji wyjazdowych do krajów sąsiadujących z Irakiem, a ostatnio do samego Bagdadu. Ich owocem są pierwsze, pojedyncze jeszcze, zamówienia i dostawy. Liczymy, że w miarę stabilizowania się sytuacji zaczną procentować kontakty, które zdobyli przedsiębiorcy uczestniczący w tych wyjazdach.

Dotyczy to również Bumaru, który ma wobec Iraku poważne i tym razem "cywilne" plany. Projekt budowy linii kolejowej przez konsorcjum utworzone z Hiszpanami i przy zaangażowaniu kapitału kuwejckiego miałoby duże znaczenie nie tylko dla Iraku, ale i całego regionu.

Rozmawiał Zbigniew Lentowicz

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_040223/ekonomia/ekonomia_a_1.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz